Przed dwoma laty jako uczestniczka misji humanitarnej pomagałam
w programie dożywiania dzieci w Republice Środkowoafrykańskiej. Na miejscu była tylko stara trzydziestoletnia waga lekarska przeznaczona do ważenia dorosłych. Moja praca polegała na braniu dzieci na ręce i stawaniu z nimi na rękach na tej wadze.
Większość z nich była niemowlętami. Ich mamy przeszły z nimi na plecach na piechotę niekiedy 25 km, aby zdobyć dla puszkę mleka, która starczy na kolejny tydzień. Dzieci każdego tygodnia były ważone, aby było skontrolować czy mamy podają im mleko. Czasem bywa, że taką puszką mleka żywi się cała rodzina, bo przecież w domu są jeszcze starsze dzieci.
Brałam te niemowlęta od ich mam i czułam gorąco bijące od ich drobnych ciałek. Najczęściej musiałam przytrzymać im główkę bo nie miały siły jej samodzielnie utrzymać. Były lekkie jak noworodki. Niektóre płakały, ale bardzo cicho. Niektóre miały skórę jak papier. Jedno z nich było tak niedożywione, że płatami schodziła z niego skóra.
Dopóki były dzieci i trzeba było działać jeszcze jakoś się trzymałam, kiedy tłum mam zaczął rzednąć i odchodziły wraz z dziećmi do swoich chat, poczułam jak boli mnie serce i każda komórka ciała. Na mojej czarnej koszulce została sucha skóra jednego z dzieci.
Wolałabym nigdy tego nie przeżyć. Ale jednak to właśnie ja musiałam to widzieć, żeby o tym opowiedzieć i żebyśmy mogli robić to, co robimy.
Znam powiedzenia „świata nie zbawisz” i „wszystkim nie jesteś w stanie pomóc”. Znam aż nazbyt dobrze. Ale wiem też, że z miejsca, w którym jesteśmy, dysponując tym, co mamy, zawsze możemy coś zrobić. Wierzę, że jeśli zjednoczymy nasze siły, jesteśmy w stanie pomóc tysiącom ludzi, choć dobre i mądre pomaganie jest sztuką niełatwą.
Tylko 85 najbogatszych obywateli naszej planety zgromadziło majątek warty tyle, ile posiada biedniejsza połowa mieszkańców świata. Ale świat nie stanie się lepszym miejscem do życia, jeśli będziemy czekać, aż bogaci podzielą się swoim majątkiem z biednymi. Dlaczego zatem to my powinniśmy pomagać? To pytanie stanie się czysto retoryczne, gdy wyobrazimy sobie, że nagle jesteśmy w sytuacji, w której bez pomocnej dłoni nie będziemy mieli szans na przeżycie.
W najbiedniejszych krajach zdarza się, że nie funkcjonują prawie żadne systemy państwowe, a ludzie, którzy z powodu wszechobecnej biedy nie mają możliwości dokonywania życiowych wyborów, troszczą się tylko o podstawowe potrzeby.
Mieszkańcy około czterdziestu ośmiu krajów świata żyją w skrajnej biedzie, nie jedzą regularnych i pełnowartościowych posiłków, nie mają dostępu do wody pitnej i sanitariatów, nie mają w okolicy lekarzy czy szkół, w których mogłyby uczyć się ich dzieci.
Mądra pomoc nie uzależnia, lecz rozwija.
Pomoc to lekarstwo, a nie dieta. Trzeba ją odpowiednio dawkować, ale nikogo nie można od niej uzależniać. Zawsze należy wysłuchać tego, który
o pomoc prosi.
Jeśli chce się działać na rzecz innych, nie można stosować generalnych recept. Są organizacje, które opierają się tylko na potencjale lokalnym, ale czasem on zwyczajnie nie istnieje.
Z dala od lotnisk i głównych dróg toczy się życie, o jakim my, Europejczycy, nie mamy pojęcia. Ludzie utrzymują się z pracy własnych rąk na przydomowych poletkach, nigdy nie byli w żadnym większym mieście,
a kiedy szwankuje im zdrowie, idą do szamana.
Pisząc te słowa, mam w pamięci nie tylko te gorzkie chwile, kiedy serce pękało na tysiąc kawałków, ale również momenty, gdy odczuwałam wielki sens pomagania. W Republice Środkowoafrykańskiej podeszła do mnie mama z dwuletnim dzieckiem na rękach i powiedziała, że to dziecko żyje dzięki pomocy z Polski. Wzięłam je na ręce…
Justyna Janiec-Palczewska